Szybka linia kredytowa dla firm, czyli kto na tym zarabia? Załóżmy, że chcesz rozkręcić biznes. Wybierasz się więc do banku po pożyczkę i dostajesz odpowiedź odmowną. Jednak zaraz kontaktuje się z Tobą pośrednik, który za niewielką opłatą potrafi przekonać „zaprzyjaźniony” oddział banku, żeby jednak dał Tobie pieniądze i to praktycznie od ręki. Jak to działa?
Oto przykład nie z życia wzięty. Jan Kowalski postanawia uruchomić małą kawiarnię. Pracuje w dużej firmie i nieźle zarabia. Z kolegą, który ma doświadczenie w prowadzeniu działalności gospodarczej, założył więc spółkę cywilną. Mieli trochę pieniędzy, ale oczywiście za mało – sprzęt, meble, wynajem lokalu w dobrym punkcie miasta – to wszystko kosztuje. A potrzebowali około 80000 zł. Po odbiciu się od kilku banków, stracili już nadzieję na kredyt. Jednakże na pewnej liście dyskusyjnej w Internecie doszukali się krótkiej wymiany zdań na temat X. sp. z o.o., która pomaga w załatwieniu pożyczek. Spółka X. ma adres, stałą siedzibę i zatrudnia trzech pracowników. To dobrze, bo na rynku roi się od naciągaczy. Firma działa na prostej zasadzie: ubiegający się o pożyczkę dostarcza potrzebne dokumenty – deklaracje podatkowe z ostatnich trzech lat, NIP, wyciąg z rejestru handlowego lub ewidencji działalności gospodarczej, zaświadczenia o niezaleganiu z ZUS i podatkami itp.
Teraz nasz przedsiębiorca może spać spokojnie: spółka załatwi mu… normalny kredyt w banku, ale za to błyskawicznie, najwyżej w 2, 3 dni. Firma musi działać co najmniej 1-3 lata – tłumaczył Kowalskiemu pracownik spółki X.
– Pan jest na starcie. Niełatwo będzie o kredyt, bo co możecie przedstawić jako zabezpieczenia? Samochody? Dobra, w porządku.
– Są jakieś obroty na rachunku bieżącym założonym na waszą spółkę cywilną? Niewielkie –
no cóż, możemy postarać się o pieniądze, ale tylko do 45000 zł – nie jako kredyt inwestycyjny, ale w rachunku bieżącym – mówili pracownicy spółki X.
– Spłacać będziecie tylko odsetki, a kapitał można odroczyć na rok.
Oprocentowanie kredytu miało wynieść ok. 23% w skali roku. Bank potrąci też 2% prowizji od jego wartości (przy kredytach powyżej 45000 zł prowizja zaprzyjaźnionych z pośrednikiem banków wynosi 2,5-3%). No i najważniejsze: ten wirtualny przedsiębiorca Kowalski miał zapłacić prowizję za pośrednictwo – 2000 zł! Czyli za zaniesienie dokumentów do banku „na odpowiednie biurko” spółka mogła zainkasować 2900 zł, 6,4% wartości pożyczki. Czysty zysk bez wysiłku.
Tu porzućmy wirtualnego Kowalskiego, który oczywiście z kredytu zrezygnował. Wziął go jednak inny przedsiębiorca, działający na rynku od wielu lat, którego z różnych powodów banki nie chciały finansować. Wynegocjował od spółki X. o połowę niższą prowizję za pośrednictwo, ale i też obiecano mu mniejszy kredyt (widać zaprzyjaźniony pracownik bankowy nie chciał nadmiernie ryzykować). Biznesmen ów posłusznie założył rachunek w warszawskim oddziale jednego z czterech banków, z którymi – jak zapewniają pośrednicy – współpracuje spółka X. Powołuje się ona na 4 znane banki. Biura prasowe wszystkich tych czterech banków obdzwoniły swoje warszawskie oddziały i nikt nie słyszał o spółce X. Tymczasem przedsiębiorca kredyt ma już prawie w ręku, czyli że szybka linia kredytowa działa zupełnie nieformalnie.